Inżynier i menedżer, były minister gospodarki morskiej w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Ukończył Wyższą Szkołę Morską w Gdyni, studia podyplomowe, a także szereg kursów w zakresie zarządzania i finansów. Pracował na statkach zachodnich armatorów jako oficer, a także w firmach transportowych i budowlanych. Zajmował kierownicze stanowiska w spółkach prawa handlowego. W Kancelarii Prezydenta RP był ekspertem ds. gospodarki morskiej i bezp. energetycznego. Od listopada 2011 r. w kierownictwie Prawa i Sprawiedliwości (Komitet Polityczny). W PE pracuje już drugą kadencję. Członek ważnej Komisji - Przemysłu, Badań Naukowych i Energii (ITRE). Więcej

Aktualności

17 maja 2013 • W regionie • www.kanal6.plChcą ratować dorsze - debata wiceministra Kazimierza Plocke oraz posłów do Parlamentu Europejskiego Marka Gróbarczyka i Jarosława Wałęsy

W Ustce przedstawiciele środowiska rybaków spotkali się z wiceministrem rolnictwa Kazimierzem Plocke oraz europarlamentarzystami i samorządowcami, by wypracować strategię odnowy populacji dorsza na Bałtyku.

Polscy rybacy od dłuższego czasu są zdania, że w wodach Bałtyku doszło do katastrofy ekologicznej. Populacja dorsza jest niewielka, a ryby małe. W opinii rybaka Andrzeja Tyszkiewicza na Morzu Bałtyckim ma miejsce destrukcja środowiska naturalnego, którą spowodowały działania armatorów z Danii i Szwecji. Olbrzymie statki dokonują niekontrolowanych połowów przemysłowych, które niszczą akwen i żyjące w nim ryby. Połowy prowadzone przez wielkie statki prowadzą do upadku rybołówstwa przybrzeżnego, ale i dorszowego. Dorsz w ostatnim czasie jest wychudzony, brakuje dla niego pożywienia.


Zdanie rybaków podzielają przetwórcy ryb. Jerzy Safader, prezes Stowarzyszenia Przetwórców Ryb zaznacza, że małe dorsze są nieopłacalne w przetwórstwie. Spada wydajność pracy, ponieważ trzeba przefiletować więcej ryby, by osiągnąć określoną masę do obróbki. Sprzedaż na sztuki tak małych okazów także jest nieopłacalna, zwłaszcza że i mięso nie posiada wtedy swoich wysokich walorów kulinarnych. 90% połowów dotyczy półkilogramowych dorszy. „Ciekawe, czy szprota w Bałtyku jest za mało, czy morze jest za bardzo dewastowane i eksploatowane. Pewne jest, że dorsz nie płynie za ławicą szprotów, a przecież to jego podstawowy żer” ‒ podkreślił J. Safader.

Tymczasem według wiceministra rolnictwa prognozy są optymistyczne, a sytuacja od ostatniego spotkania z rybakami w Ustce – jeśli chodzi o stan dorsza – poprawiła się. Przedstawiciel rządu proponował, aby rozmowy uczestników spotkania prowadzone były zarówno z punktu widzenia nauki, jak i interesów rybaków. Kazimierz Plocke przyznał, że sprawa wymaga dokładnych analiz na poziomie komisji europejskich i to tam powinny zapaść ostateczne decyzje odnośnie do połowów na Bałtyku.

Po stronie polskich rybaków zdecydowanie opowiedział się natomiast europoseł Marek Gróbarczyk. Twierdzi on, że do konfliktów dochodzi pomiędzy wszystkimi rybakami krajów członkowskich Unii Europejskiej, warto więc jasno i dobitnie formułować swoje stanowisko w sprawach spornych: „Musimy występować, interweniować i interpelować w Parlamencie Europejskim lub przed komisjami europejskimi, aby głos Polski był słyszalny”. Tylko w ten sposób Polska może wywalczyć swoją pozycję w określonych sprawach. O swoje prawa upomina się wiele środowisk rybaków z Europy, warunkiem sukcesu jest jednak słyszalność ich postulatów, a więc operowanie na poziomie europejskim. „Wspólna polityka europejska w sprawie rybołówstwa okrzyknięta jest przez wszystkich jako jedno wielkie fiasko. Trzeba ją zmienić, dlatego że nie przysłużyła się ani środowisku naturalnemu, ani rybackiemu, ani społeczności, która czerpie pożytki z tej działalności” – powiedział M. Gróbarczyk, były minister gospodarki morskiej.

Kwestią sporną jest nie tylko stan populacji dorsza w Bałtyku, lecz również limity połowowe. Badania wskazują, że nastąpiło odrodzenie populacji dorsza, a jednocześnie załamanie gatunków pelagicznych. „Tymczasem Komisja Europejska zaproponowała wbrew zdrowemu rozsądkowi wzrost kwot połowowych właśnie na gatunki pelagiczne, obniżając kwoty na dorsza, co w efekcie doprowadza do kuriozalnej sytuacji, na jaką wskazują polscy rybacy! Nietrudno im się dziwić, bo to oni najbardziej znają się na tym, a nie urzędnicy, którzy zza biurka podejmują decyzje” – ocenił europoseł. W kontekście tej decyzji Magdalena Figura z Greenpeace Polska przypomniała, że kwoty połowowe, czyli ile dany sektor połowowy może odłowić ryby w danym roku, ustanawiany był znacznie powyżej doradztwa naukowego. W zeszłym roku polscy rybacy odłowili około 50% dorsza. Dlaczego? Bo ryb w morzu jest tak mało, że rybacy nie są w stanie odłowić takich limitów. Bezprzedmiotowa więc staje się dyskusja nad wielkościami kwot połowu. „Pierwszą rzeczą, jaką powinniśmy zrobić, to odbudować stada, bo tylko to warunkuje funkcjonowanie naszego rybołówstwa” – podkreśliła przedstawicielka międzynarodowej organizacji.

Rybacy chcieliby się doczekać konkretnych rozwiązań. Sami oczekują zakazu połowów na skalę przemysłową prowadzonych przez duże statki ze względu na to, że Bałtyk to niewielki akwen i istnieje realne niebezpieczeństwo przełowienia zasobów, co grozi w konsekwencji upadkiem rybołówstwa. Na ratunek Bałtykowi ruszyć chce Greenpeace. Organizacja ta wspiera tych rybaków, którzy dokonują połowów w sposób etyczny, odpowiedzialny, zgodny z prawem. Podstawą dla zagrożonych ekosystemów nie tylko Bałtyku, ale i innych wód okołoeuropejskich jest odbudowa stad i takie działania, które gwarantują prawidłowe funkcjonowanie środowiska naturalnego. Warunkuje je dbałość o zasoby, ale i o siedliska, czyli te miejsca, w których dane gatunki się rozmnażają.

Działania związane z reformą wspólnej polityki rybołówstwa w Europie podejmowane są raz na 10 lat. Dlatego tak ważna wydaje się być postawa ministra Plocke w dyskusjach na poziomie unijnym. To od niego w dużej mierze zależeć będzie funkcjonowanie rybołówstwa w Polsce w kolejnych latach oraz to, w jakim stanie pozostaną zasoby Morza Bałtyckiego.

Ze spotkania i szeroko prowadzonej dyskusji wynika jasno, że ratunkiem dla rybołówstwa może być jedynie wprowadzenie odpowiednich przepisów. Dlatego tak ważne jest, by urzędnicy posłuchali głosów tych, którym na prawidłowym funkcjonowaniu ekosystemu najbardziej zależy.