30 marca 2014 • Publikacje • wPolityce.plRozdziobią nas kruki i wrony – czyli o tym, jak premier z Gdańska oddał niemieckiemu armatorowi polską linię promową
„Rozdziobią na kruki i wrony” i to na własne życzenie naszego rządu, a nawet z jego pomocą
Od przeszło sześciu lat rządów koalicji PO-PSL nasz kraj odwraca się plecami od morza. Szefa rządu, czyli D. Tuska całkowicie nie interesują nasi armatorzy, których pozostawia się osamotnionych w walce z unijnymi przepisami (np. dyrektywa siarkowa). Nie obchodzą również rybacy, na których nakłada się drakońskie kary. Nie jest on również zainteresowany w szybkim zakończeniu budowy gazoportu w Świnoujściu i zwiększeniu przez to bezpieczeństwa energetycznego Polski. Początek 2014 r. przyniósł nowe poważne rozczarowanie i zagrożenie dla naszej gospodarki morskiej, dla tysięcy miejsc pracy, które funkcjonują w jej obszarze. Nasze władze, wbrew najlepiej pojętym interesom państwa polskiego, zezwoliły niemieckiemu armatorowi TT Line na eksploatowanie linii promowej ze Świnoujścia do szwedzkich portów, głownie do Trelleborgu. Linia ta była dotychczas, na zasadach wyłączności, eksploatowana przez należącego w 100 % do Skarbu Państwa operatora, jakim była Polska Żegluga Bałtycka S.A. Zgoda ta bezpośrednio uderza w interesy polskiej gospodarki i stanowi zasadniczy problem dla dalszego funkcjonowania naszych narodowych armatorów na polskim rynku promowym. W dalszej perspektywie będą oni bowiem wypierani przez niemiecką i skandynawską konkurencję z rynku usług przewozowych, co zagraża istnieniu krajowych operatorów żeglugi pasażerskiej i towarowej.
Umożliwienie armatorowi TT Line eksploatowania linii Świnoujście – Trelleborg odbywało się w warunkach skandalicznych, zagrażających podstawowym interesom gospodarczym naszego kraju. Jakiś czas temu, Minister Skarbu Państwa w porozumieniu z D. Tuskiem, pozwolili niemieckiemu armatorowi na wgląd do dokumentów Polskiej Żeglugi Bałtyckiej S.A., co odbywało się pod pozorem zapowiadanej prywatyzacji polskiego przedsiębiorstwa. Co więcej, nasze MSP zgodziło się na zatrudnienie przez niemieckiego operatora kluczowego menadżera ds. eksploatacji floty, dotychczas zatrudnionego w PŻB S.A. i znającego jej największe sekrety gospodarcze i prawne. W rzeczywistości zagraniczny armator uzyskał dostęp do wszystkich strategicznych informacji, w tym tajemnic przedsiębiorstwa, które są niezbędne do prowadzenia bieżącej działalności operacyjnej, czyli świadczenia usług przewozowych. Do prywatyzacji PŻB S.A. oczywiście nie doszło, w zamian za to niemieckie przedsiębiorstwo praktycznie natychmiast zaczęło świadczyć usługi konkurencyjne wobec naszego przewoźnika, czyniąc to w jego miejsce i wypierając go z dotychczas naszego rynku transportowego. Głęboko zasmucający jest nie tylko sam fakt, że ze świnoujskiego portu, zamiast polskich, odpływają już obecnie niemieckie promy, ale że tendencja ta będzie się już tylko nasilać. Niemniej istotna jest jednak okoliczności, że odbywa się to wszystko na skutek działań polskiego rządu, który nie tylko się temu nie sprzeciwił, ale wprost zgodził się na udostępnienie tajemnic handlowych narodowego armatora obcemu przedsiębiorstwu – można by rzec, że podaliśmy innemu krajowi nasze narodowe interesy wprost na tacy, na wszystko się godząc i wszystko akceptując.
Marynarze pokrzywdzeni, polski rząd oczywiście milczy
Na efekty przejęcia linii przez operatora niemieckiego nie trzeba było długo czekać. Z rynku przewozowego został wyeliminowany nie tylko polski armator, ale również doszło do poważnego naruszenia przepisów prawa pracy, przez co istotnie ucierpieli polscy marynarze. Okazuje się bowiem, że na promie TT Line od stycznia 2014 r. pracuje 80 polskich marynarzy, którzy nie zostali zgłoszeni do ubezpieczenia emerytalno-rentowego (ZUS), co w konsekwencji oznacza, że nie będą za nich odprowadzane składki, a w razie nieszczęśliwego wypadku, pozostaną oni bez jakiekolwiek zabezpieczenia. Innymi słowy, zostali oni zmuszeni do „pracy na czarno”, z czego niemiecki armator czerpie dodatkowe korzyści finansowe, oczywiście kosztem naszych obywateli. Skoro praca jest wykonywana na statku podnoszącym polską banderę, to marynarze na nim pracujący podlegają polskim przepisom prawa pracy. Nie jest tajemnicą, że niemieccy marynarze pracujący na tym promie, zostali przez armatora objęci ubezpieczeniem społecznym i za swoją pracę kiedyś otrzymają sowitą emeryturę. Takiej szansy nie dostali jednak nasi marynarze.
Zastanawiające jest w tej sprawie całkowite milczenie polskiego rządu, nie po raz pierwszy wręcz spolegliwe i posłusznie zachowującego się wobec Berlina. Nasze władze, w tym osobiście D. Tusk, był informowany o sytuacji pokrzywdzenia polskich marynarzy i zmuszania ich przez niemieckiego armatora do pracy na czarno. Na apele o podjęcie stosownych działań, w tym przeprowadzenie kontroli przestrzegania przepisów prawa pracy, środowisko morskie nie doczekało się żadnych odpowiedzi. Rząd nie tylko z założonym rękoma przyglądał się przejęciu linii przez zagranicznego armatora, ale również w pełni godzi się na dyskryminacyjne traktowanie polskich pracowników. Rzeczą skandaliczną jest, że polski rząd, z jego premierem na czele, pozwala niemieckiemu przedsiębiorstwu na tak wiele, w tym również na upokarzające traktowanie naszych marynarzy.
W niniejszej sprawie polski rząd, pozwalając niemieckiemu armatorowi praktycznie na wszystko, wprost uderzył w żywotne interesy naszej gospodarki morskiej, zagrażając dalszemu funkcjonowaniu naszych narodowych armatorów. Konsekwencje tego stanu rzeczy będą katastrofalne dla prowadzenia przez polskich armatorów działalności przewozowej na Bałtyku. Niemcy, na skutek utraty własnego rynku w wyniku budowy tunelu pod cieśniną Fehmarn, już obecnie szykują się do przejęcia kolejnych linii promowych, operowanych z Polski oraz do naszego kraju. Cierpi na tym nasza gospodarka i bezpieczeństwo transportowe. Konsekwencjami zostali już dotknięci polscy marynarze, zmuszenie do pracy dla niemieckiego armatora na warunkach dyskryminacyjnych. Jeszcze trochę a „rozdziobią nas kruki i wrony ….”.