Inżynier i menedżer, były minister gospodarki morskiej w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Ukończył Wyższą Szkołę Morską w Gdyni, studia podyplomowe, a także szereg kursów w zakresie zarządzania i finansów. Pracował na statkach zachodnich armatorów jako oficer, a także w firmach transportowych i budowlanych. Zajmował kierownicze stanowiska w spółkach prawa handlowego. W Kancelarii Prezydenta RP był ekspertem ds. gospodarki morskiej i bezp. energetycznego. Od listopada 2011 r. w kierownictwie Prawa i Sprawiedliwości (Komitet Polityczny). W PE pracuje już drugą kadencję. Członek ważnej Komisji - Przemysłu, Badań Naukowych i Energii (ITRE). Więcej

Aktualności

2 marca 2010 • W regionie • Gazeta WyborczaMarek Gróbarczyk uczestnikiem konferencji „Nowoczesna polska wieś” w Gorzowie Wielkopolskim

W gorzowskiej Bibliotece Herberta odbyła się w poniedziałek konferencja "Narodowa Polityka Rolna. Nowoczesna Polska Wieś" zorganizowana przez PiS. Parlamentarzyści mówili głównie o niesprawiedliwościach Wspólnej Polityki Rolnej i zaniechaniach polskiego rządu. Mówili o potrzebie narodowej polityki rolnej, którą należy realizować i walczyć w jej interesie w UE. - Każdy kraj jest nastawiony na własną politykę, mimo wspólnej polityki na zewnątrz i deklaracji które padają w Parlamencie Europejskim czy na spotkaniach ministrów. Da facto i tak się to dzieje. Musimy mieć własną politykę rolną, bo inaczej rząd będzie realizował politykę innych krajów. Musimy też budować sztab osób, które funkcjonują przy UE i zabiegają o polski interes - mówił europoseł Marek Gróbarczyk. Jego zdaniem polska polityka rolna powinna tak ukierunkowywać działania w Parlamencie Europejskim czy w Komisji Europejskiej, aby zyskać szanse rozwoju dla Polski. - My się przecież nie boimy konkurencji, ale nierównych szans na starcie dla polskiego rolnika czy rybaka - przekonywał Gróbarczyk.

W podobnym tonie wypowiadał się Janusz Wojciechowski. Zwrócił uwagę na dysonans pomiędzy pozycją naszego rolnictwa a jego traktowaniem w ramach Wspólnej Polityki Rolnej. - W większości dziedzin produkcji rolnej jesteśmy jak Justyna Kowalczyk, na podium. Mamy pierwsze, drugie lub trzecie miejsce. Jesteśmy rolniczą potęgą Europy i mamy nie tylko prawo, ale i obowiązek kreować Wspólną Politykę Rolną - mówił Wojciechowski. Tymczasem Polska nie wpływa na tę politykę, ale jej się poddaje, czego ma dowodzić podejście polskich urzędników i polityków. Nie zostawił suchej nitki na przedstawicielach rządu mających dbać o polski interes w Brukseli. - Walka o równe traktowanie powinna się odbyć już w 2002 r. Ale wtedy mówiono, że nie można żądać zbyt dużo, bo nas do Unii nie przyjmą. Jak mogli nie przyjąć, jeśli Niemcy dopiero co przenieśli stolicę do Berlina i potrzebowali przestrzeni gospodarczej, potrzebowali mieć granicę Unii nie 80 km, ale 800 km od siebie. Gdyby Polska zażądała 100 proc. dopłat, to by je dostała. Ale ci co negocjowali wtedy te dopłaty, sa dziś wysokimi urzędnikami w Brukseli. Pan Truszczyński jest dyrektorem generalnym, pan Plewa jest wicedyrektorem generalnym. I w ostatnim czasie jest wiele przypadków osób, które niby mają reprezentować Polskę w UE, ale drugą ręką podsuwają już CV, żeby pana Boga za nogi złapać i dostać byle jaką robotę w Brukseli - drwił Wojciechowski. Jego zdaniem to skandal, że w priorytetach polskiej prezydencji w UE w 2011 r. - rząd najbardziej rolniczego kraju Europy, rząd w którym za rolnictwo odpowiada partia odwołująca się do chłopskiego rodowodu nie zapisał rolnictwa w tematach, które chce podjąć podczas prezydencji. I to w sytuacji, kiedy Polska we Wspólnej Polityce Rolnej jest ewidentnie pokrzywdzona. To znaczy, że politykę kreują ludzie bez rozumu i poczucia troski o dobro narodowe - stwierdził eurodeputowany. A jest jeszcze rok, aby walczyć o równe szanse, zwłaszcza wyrównanie dopłat. Potem niesprawiedliwy podział dopłat może zostać utrwalony już na stałe. Wcześniejsze propozycje zakładały, że będą duże dysproporcje w dopłatach do hektara gruntów rolnych. I tak Niemcy, które mają niewiele więcej gruntów rolnych niż Polska, sąsiadują z nami i mają zbliżone warunki glebowe i geograficzne, dostaną prawie dwukrotnie większe dopłaty. Nie mówiąc już np. o Włoszech, które mają gruntów mniej niż Polska, a dopłaty wyższe. - Jeśli Polska się temu nie przeciwstawi, to tak zostanie. Będziemy mieli swoje szceść miesięcy, kiedy to Polska będzie decydować, co ma być rozpatrywane na agendzie europejskiej. Znakomity moment, żeby Polska podjęła walkę o przyszłość Wspólnej Polityki Rolnej i wyrównanie dopłat - mówił Janusz Wojciechowski.